Arnon Grunberg
Gazeta Wyborcza Stoleczna,
2005-10-18
2005-10-18, Gazeta Wyborcza Stoleczna

Naprawdę niezła książka Grunberga


Wojciech Orliński

Gwiazdor holenderskiej literatury, Arnon Grunberg, był w sobotę gościem trwającego właśnie festiwalu "Warszawa pisarzy". A do księgarń trafiła jedna z jego głośnych książek "Ból fantomowy". Naprawdę niezła

Pisarze, jak wiadomo, chętnie piszą powieści o pisarzach. Wśród niezliczonych książek na ten temat niemałą grupę stanowią powieści o pisarzach przeżywających kryzys twórczy. "Ból fantomowy" należy do tej kategorii.

Głównym bohaterem tej powieści jest Robert G. Mehlman, holenderski pisarz, który po odniesieniu skromnego sukcesu w swoim kraju w dość przypadkowych okolicznościach znalazł się w Nowym Jorku, mieście działającym na pisarzy jak magnes. Wszak już Truman Capote w "Śniadaniu u Tiffany'ego" sportretował to odwieczne marzenie każdego początkującego pisarza - wynająć sobie pokój gdzieś w Nowym Jorku, na biurku ułożyć kartki papieru i mnóstwo zatemperowanych ołówków i po prostu obserwować sąsiadów i przechodniów na ulicy. Każdy z nich to przecież gotowy pomysł na bestseller, wystarczy go tylko spisać.

Pisarz-nieudacznik

"Ból fantomowy" to gorzka rozprawa z tym mitem. Mehlman to pisarz-nieudacznik. Dostaje od czytelników listy w rodzaju "dobra sprzedaż pańskich książek każe mi zwątpić w inteligencję ludzkości", na które odpisuje "to, że dopiero teraz pan w nią zwątpił, pozwala mi z kolei wątpić w pańską, ale nie jest pan na bieżąco, moje książki sprzedają się źle". Im bardziej świadom jest tego, że brak mu talentu, tym intensywniej pozuje na wielkiego pisarza, agresywnie atakując każdego, kto ośmiela się to podawać w wątpliwość

W jednym Mehlman jest szczery. Naprawdę wszędzie dookoła siebie widzi bestsellerowe tematy. Dlaczego ich nie spisuje? "Może po prostu jestem pisarzem, który nie chce wiedzieć, jak się kończą moje opowieści" - zastanawia się. Zainteresowanie nowym tematem wystarcza mu najwyżej na kilka stron, przeważnie kilka zdań, potem go porzuca, by zająć się czymś nowym. "Ból fantomowy" skrzy się więc od ledwie zaszkicowanych tylko pomysłów na różne książki, które przychodzą Mehlmanowi do głowy, często o intrygujących tytułach, takich jak "Listy do mojego kominiarza"

Znowu - to też nie jest oryginalny pomysł Grunberga. Książki skomponowane jako zbiory niewykorzystanych pomysłów, samych wstępów czy samych początków pisali już pisarze tak różni jak Italo Calvino i Stanisław Lem. Interesujące w tej książce jest jednak zderzenie fantazji Mehlmana z rzeczywistością. Powieść bowiem otwiera i zamyka monolog syna Roberta G. Mehlmana, któremu rodzice w przypływie fantazji nadali imię Harpo.

Chociaż więc pisarzowi w powieści poświęca się najwięcej miejsca, to jego syn ma tutaj pierwsze i ostatnie słowo. Jego słowa są lakoniczne, bo - jak sam to zaznacza - za sprawą swojego ojca nabrał nieufnego stosunku do literatury. To jednak odwraca tradycyjny schemat literatury traktującej o pisarzach. Trzymając się porównania do "Śniadania u Tiffany'ego" - to tak, jakby całą historię spisywano z punktu widzenia Holly Golightly, a nie podglądającego ją Paula Varjaka, czyli literackiego alter ego Trumana Capote. Gdyby tak je napisać, wyszłaby z tego przecież zupełnie inna historia.

Kuchnia polsko-żydowska

Wymowa tej książki jest przez to jeszcze bardziej pesymistyczna niż typowej powieści o pisarzu w kryzysie. Roberta G. Mehlmana śledzimy na samym dnie upadku. Banki blokują mu kolejne karty kredytowe i coraz bardziej natarczywie domagają się spłacenia długów, jego książki nie chcą się sprzedawać nawet po kolejnych przecenach, gardzi nim jego własna żona, którą z kolei zdradza z niewydarzoną femme fatale. Nawet wybawienie z finansowych kłopotów okazuje się w końcu kpiną z literackich ambicji głównego bohatera - w końcu pisze bestsellerową... książkę kucharską.

Sam Mehlman jest przekonany, że wystarczającym usprawiedliwieniem dla wszystkich żenujących sytuacji, w których się znajduje - żałosnych kłamstw, upokarzających porażek, oczywistych przejawów nieudacznictwa - jest poświęcenie swojego życia Literaturze traktowanej jako jakieś mściwe i okrutne bóstwo wymagające składania ofiar z własnego szczęścia. Jednak ocena wystawiana przez jego syna unieważnia nawet taki punkt widzenia. Harpo nie ceni sobie literackich osiągnięć swojego ojca - tym bardziej że jedynym osiągnięciem była napisana tylko dla spłacenia długu z karty American Express "Kuchnia polsko-żydowska w 69 przepisach", która doczekała się 34 wydań.

Kto w ogóle potrzebuje literatury i pisarzy? Skoro na każdy temat - zwłaszcza tak popularny jak kryzys twórczy - napisano już dziesiątki powieści, jaki ma sens pisanie kolejnej? Grunberg w swojej książce zdaje się udzielać odpowiedzi negatywnej - dowodzi swoją książką, że sensu w tym nie ma żadnego.

Ale przecież w ten sposób powtarza tylko znany już starożytnym paradoks kłamcy - zdanie "jestem kłamcą" skrywa labirynt dwuznaczności, bo przecież skoro mówiący jest kłamcą, to znaczy, że nim nie jest, ale w takim razie mówi prawdę, a więc jest, i tak dalej. Grunberg napisał powieść dowodzącą bezsensu pisania powieści - ale w takim razie po co to zrobił? Cyniczna odpowiedź "dla pieniędzy" też zostaje wykluczona, bo - jak znowu dowodzi sam Grunberg - jeśli ktoś chce pisać książki dla pieniędzy, powinien pisać książki kucharskie, nie powieści.

Mimo całego pesymizmu i czarnego humoru zawartego w tej książce myślę, że przynosi ona paradoksalne przesłanie pozytywne. Przecież nawet biedny Harpo, sprowadzony na ten świat przez parę nieodpowiedzialnych rodziców, znajduje ukojenie, właśnie pisząc swój złośliwy wstęp i zakończenie do opowieści jego ojca. Jeśli to nie jest sens, to co nim w ogóle może być?